sobota, 29 grudnia 2018

Wabi-sabi, czym jest piękno według Japończyków?


Japończycy mają swój własny, unikalny sposób postrzegania piękna, który jak dla mnie wydaje się niezwykle atrakcyjny. Na czym polega koncepcja wabi-sabi i co sprawia, że inspiruje miliony ludzi, nie tylko w Japonii?



Wabi-sabi jest niczym innym jak umiejętnością dostrzeżenia i docenienia uroku skrytego w niedoskonałościach i rozkładzie. Polega między innymi na zaakceptowaniu cyklu narodzin i przemijania, gdyż inspirowany jest właśnie japońskim zachwytem nad ulotnością życia. Według tego poglądu, wszystko co niedoskonałe, nietrwałe, nieukończone jest wzorem piękna.





 To nie kolejna stara tradycja, którą ignoruje większość nowoczesnego społeczeństwa. W zasadzie, sytuacja prezentuje się całkowicie na opak. Wabi-sabi od zawsze była głęboko zakorzeniona w kulturze Japonii i kultywowana jest do dziś. Japończycy przywiązują niezwykłą wagę do swych starych obyczajów, są z nich niezmiernie dumni, jako że żyją na granicy między supernowoczesnymi rozwiązaniami, a przecudowną historią i bogatą tradycją. Są specjalistami w adaptowaniu tych tradycji na nowoczesną modłę, łączeniu antycznego ze współczesnym(przykładem są chociażby manga i anime, w których autorzy niejednokrotnie odnoszą się do japońskiej mitologii i legend sprzed setek lat). Dzięki tej umiejętności są w stanie stworzyć piękne dzieła w dziedzinie każdej sztuki, które emanują estetyką wabi-sabi. Idea wabi-sabi jest nawet wpajana uczniom w szkole. 

 Pisarz Leonard Koren napisał niegdyś, że wabi-sabi jest ,,Najbardziej spektakularną i charakterystyczną cechą tradycyjnego japońskiego piękna i zajmuje tą samą pozycję w japońskim panteonie estetycznych wartości, co grecka idea piękna i perfekcjii na zachodzie".

 Podczas gdy Andrew Juniper zauważa,,Jeśli przedmiot lub ekspresja potrafią wywołać w nas poczucie łagodnej melancholii i duchowej tęsknoty, obiekt ten można określić jako wabi-sabi''.

 Wabi-sabi to miłość do pieprzyka na policzku twojego partnera, to docenienie sposobu, w jakim stare i powykręcane drzewo wygina się, niby wbrew prawom grawitacji. To miłość do krągłości, skaz i wszelkich niedoskonałości ludzkiego ciała oraz umiejętność dostrzeżenia powabu w zeschniętych liściach znalezionych na ziemi w czasie porannego spaceru jesienią. Innymi słowy- docenianie wszystkiego, co pochodzi z natury. Wszystko, co naturalne jest piękne. To samo dotyczy rozkładu i przemijania, gdyż ulotność cechuje wszystko, co naturalne. Kwiaty więdną, drzewa usychają i łamią się, skały się kruszą, ogień dogasa, a życie dobiega końca.


Ogród japoński zaprojektowany w sposób imperfekcyjny

 Słowa wabi i sabi (侘寂nie łatwo przetłumaczyć. Oryginalnie, wabi odnosiło się do samotności życia pośród natury, z dala od społeczeństwa; sabi oznaczało: wątły, podupadający, zwiędły.  XIV wiek przyniósł tym dwóm słowom mniej posępny wydźwięk. Wabi oznacza dziś rustykalny, prostota, cisza i może odnosić się zarówno do przedmiotów pochodzących z natury jak i tych stworzonych przez człowieka. Może też odnosić się do przypadków i nieprawidłowości, które powstają w czasie konstrukcji oraz dodają obiektowi nietuzinkowości. Sabi jest pięknem łagodności przychodzącej z wiekiem, lub zjawiskiem, gdy patyna i rdza świadczą o nietrwałości przedmiotu.


 Ideologia wabi-sabi pochodzi z buddyjskiej filozofii, jednak zapoczątkowały ją japońskie ceremonie parzenia herbaty.  Ludzie znacznie bardziej doceniali wadliwe czarki, pełne skaz i śladów pozostawionych przez ręce ich wytwórców. Według Japończyków, miały w sobie ,,duszę'', były bardziej unikatowe niż pięknie ornamentowane zastawy, których używano jedynie na pokaz. Gdy buddyzm zakorzenił się w Japonii, mieszkańcy Wysp zaczęli łączyć poklask dla niedoskonałości z założeniami filozofii Zen, która zakłada, że siła tkwi naturze, jaka nas otacza i w niedoskonałości wszystkiego, co przemija. 



Wabi-sabi w sztuce japońskiej


Japończycy w swojej twórczości przez ostatnie tysiąc lat wzorowali się wpływem filozofii Zen i Mahayana. Można doszukać się zamysłu minimalizmu i akceptacji dla niedoskonałości w zgodzie z naturą w tak fundamentalnych składowych elementów kultury jak:

-Honbyoku (tradycyjna muzyka grana przez wędrujących mnichów na fletach z bamusa)
-Ikebana (sztuka układania kwiatów)
-Drzewa bonsai (zwłaszcza wyschnięte drewno, ostre gałęzie i puste pnie są cenione za sposób, w jaki symbolizują upływ czasu) 
-Haiku (krótkie wiersze, które najczęściej mówią o zmianach w naturze)
-Japońskie ogrody, ogrody Zen
-Ceremonia parzenia herbaty (przez częste wlewanie gorącej wody do glazurowanych czarek, ich dna sięścierały i blakły)
-Japońska ceramika (porcelana Hagi i Raku, tradycyjne czarki, z których niegdyś pito napar z zielonej herbaty świetnie reprezentują styl wabi-sabi, zresztą oceńcie sami)









Wpływ na zachodzie 


 Wabi-sabi odgrywa ważną rolę w architekturze. Zwłaszcza od roku 2018, gdy ów styl spotkał się z astronomiczną liczbą entuzjastów na zachodzie, stając się nową dominującą modą w projektowaniu wnętrz i zrzucając tym samym koncepcję hygge z piedestału. Dziś wabi-sabi kojarzy się ludziom znacznie bardziej z designem, przynajmniej poza Japonią, ponieważ odkryliśmy go w internecie podczas przeglądania inspiracji kompozycyjnych, czy zdjęć minimalistycznych wnętrz publikowanych przez Japończyków. Podczas, gdy oni wyrażali swoją ideologię w postaci aranżacji, my zachwyciliśmy się ich niekonwencjonalnością. 
Z czasem zachodni świat dowiadywał się więcej o genealogii designu wabi-sabi i pokochał tą mistyczną ideę piękna. W internecie roi się od grafik z wnętrzami urządzanymi w stylu wabi-sabi.






Wnętrza wabi-sabi charakteryzują się surowością, dominują w nich proste barwy ziemi: beże, szarości i brązy. Są bogate w szorstkie tekstury, liczne pęknięcia, a także zakrzywienia-
im więcej niedoskonałości, tym lepiej. 

Nie można zapomnieć też o elementach naturalnych jak kamień, drewno i kwiaty, organiczne materiały, naturalne tkaniny typu len.  

Na pierwszy rzut oka mogą wydawać się zimne i zapuszczone, żeby nie powiedzieć ,,zapyziałe''. Te miejsca emitują melancholijną nastrojowością, na swój sposób niebywale piękną. Najbardziej uderza kontrast pomiędzy świeżymi, pełnymi naturalnego uroku kwiatami, a wszechobecnym rozkładem. Przypomina o tym, jak kruche jest życie, że musimy o nie dbać, bo młodość i potencjał przemijają. Nie znaczy to, że stare równa się złe. Wręcz przeciwnie, to zestawienie podkreśla, że sędziwość jest równie wdzięczna, co młodość.



Stół z surowej deski o zakrzywionym kształcie idealnie
wpasowuje się w założenia wabi-sabi

Te krzywe i źle wyprofilowane
deski mogą przyprawić
perfekcjonistów o dreszcze :)





      


Ryōan-ji no Sekitei (jap. 龍安寺の石庭)


 Oto słynny kamiennym ogród Zen, znajduje się na tyłach często odwiedzanej przez turystów świątyni Ryōan-ji(jap. 龍安寺przebudzony smok) w Kioto jest kolejnym przykładem naszej dzisiejszej idei w architekturze krajobrazowej. Kryje się w nim niesamowita kompozycja z piętnastu kamieni. Tamtejsi buddyjscy mnisi ułożyli skały w taki sposób, że bez względu na kąt, spod którego spojrzycie na nie, dostrzeżecie jedynie czternaście. Piętnasty zawsze jest po prostu niewidoczny. Dzięki temu ogród sprawia wrażenie pustego, jakby niedokończonego, co dodaje mu pewnego uroku. 







Widzicie, jak sprytnie rozplanowane?



Wab-isabi i mottainai



 Kiedy coś się marnuje, bądź gdy cenna okazja przepada, Japończyk zakrzyknie,,Mottainai!" (co za strata!). Stąd wzięło się najpopularniejsze hasło japońskiego języka ostatnich lat. Od jakiegoś czasu ekolodzy w Japonii zaczęli używać Mottainai do zachęcenia ludzi do recyklingu oraz dbania o środowisko. Dziś praktycznie całe japońskie społeczeństwo przestrzega zasady, by doceniać wszystko, co się ma.

 Stłuczoną porcelanę często, zamiast wyrzucić, naprawia się przy pomocy złota. Można by oczywiście użyć kropelki lub innych supermocnych substancji klejących, ale sklejanie złamanych elementów złotem jest głęboko zakorzenione w japońskiej tradycji. Niegdyś wierzono, że złoto działa niczym talizman i naprawiony nim przedmiot będzie służył wiecznie. Tak zachowany przedmiot otrzymuje nowe życie, a co za tym idzie-
ciekawą historię i niezwykły charakter. Można więc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: zachować ekonomiczność i  zyskać piękno.






 
Wabi-sabi jest niezmiernie skomplikowaną ideą i stylem życia, który ciężko jest wytłumaczyć słowami, trzeba to po prostu poczuć. Niemniej jednak, to krzepiąco cudowny sposób postrzegania piękna, w porównaniu do obsesji dążenia do perfekcji i symetrii, tak często promowanych na zachodzie.

 Hikari 

Bajki na dobranoc, czyli opowieści wyjęte z japońskiego folkloru

Postaci z japońskiego folkloru po dziś dzień rozbudzają wyobraźnię mieszkańców kraju Kwitnącej Wiśni. Nawiązania do nich możemy znaleźć m.in. w mandze i anime, filmach, przedstawieniach teatru No i Kabuki. Przykładem jest chociażby postać Sadako w słynnym horrorze ,,The Ring''.



Jiraiya Gōketsu Monogatari  児雷也豪傑譚 
("Opowieść o wspaniałym Jiraiya" lub "Ballada o bohaterskim Jiraiya") 

Wtajemniczeni z pewnością zauważyli już jakie współczesne medium nawiązuje do tej starej jak świat postaci. Postać tytułowa, Jiraya pojawia się w mandze autorstwa szanownego pana Masashiego Kishimoto - Naruto i w anime o tym samym tytule. Syn Ogata Shuma Hiroyuki, to tytułowy bohater ludowej opowieści japońskiej – Jiraiya Goketsu Monogatari. Jest to ninja, który, dzięki magicznej mocy potrafi kontrolować żywioły oraz rozkazywać ropuchomJiraiya z opowieści jest dziedzicem klanu z Kyushu, który, aby przywrócić go do dawnej świetności, wyrusza do Echigo (dzisiejsza prefektura Niigata) i zostaje bandytą. Dzięki szczęściu, umiejętnościom oraz wytrwałości zbiera grupę oddanych popleczników.

Jiraya ujeżdżający wielka ropuchę, 1866, autor Yoshitoshi

Gdy szykuje się do następnego napadu na dom bogatego człowieka w górach, w wyniku burzy śnieżnej gubi się i trafia do mędrca o imieniu Senso Dojin, który uczy go żabiej magii. Na koniec szkolenia przykazuje mu, aby przestał krzywdzić ubogich – owszem, nie ma nic złego w rabowaniu niegodziwych bogaczy, jednak to, co zdobędzie, Jiraiya powinien wykorzystywać do pomocy biednym.

 Jak się szybko okazało, nie tylko biedni mogli liczyć na pomoc Młodego Pioruna – także ci, którzy zdobyli bogactwo uczciwymi metodami otrzymywali w potrzebie pomoc żabiego pustelnika. Na przykład pewnego razu Jiraiya, aby uratować niesłusznie oskarżonego kupca, ogłosił, że to on popełnił morderstwo. Niesłusznie oskarżonego człowieka wypuszczono, a Młody Piorun został skazany na śmierć przez powieszenie. Wyrok wykonano… tylko po to, aby w nocy jego ciało zamieniło się w żabę, która spokojnie oddaliła się z miejsca egzekucji.

 Krótko po tym opowieść opisuje, jak to Jiraiya zakochał się w – niespodzianka! – księżniczce o jakże znajomym imieniu, Tsunade. Zapewne nikogo nie zdziwi informacja, że rzeczona księżniczka opanowała ślimaczą magię, analogiczną do żabiej Jiraiyi?

W przeciwieństwie do Ero-sennina z mangi pana Kishimoto, jego odpowiednik z opowieści miał szczęście w miłości i wkrótce potem stanął na ślubnym kobiercu.

  Niedługo potem wybuchła wojna. Jiraiya i jego żona pomogli jednej ze stron. W odpowiedzi druga zwróciła się o pomoc do –kolejna niespodzianka! – Orochimaru. Wedle jednej wersji opowieści był on uczniem Jirayi, który poświęcił się poznawaniu wężowej magii, wedle innej – potomkiem węży. Tak czy owak, starcie z nim omal nie kosztowało Młodego Pioruna i jego żony życia – wężowy mag zatruł ich potężną trucizną, zdolną powalić najpotężniejszych wojowników. Dzięki pomocy wiernych uczniów, Jiraiya i Tsunade wyzdrowieli, a następnie przyczynili się do zakończenia wojny. Żabi mędrzec, zmęczony walką, ostatecznie osiedlił się i poświęcił poznawaniu pism mędrców oraz kontemplowaniu piękna przyrody.

 Jiraiya poślubił piękną księżniczkę Tsunade. Jeden z uczniów Jiraiyi - Yashagorō opanował magię węży i przybrał imię Orochimaru. Pod tym przydomkiem zaatakował swego mentora. Razem ze swoją żoną, Jiraiya stoczył walkę z wiarołomnym protegowanym. W starciu zostali otruci jadem i stracili przytomność.  Uratowali ich inni uczniowe Jiraiyi.





 Taketori monogatari 竹取物語

(Opowieść o zbieraczu bambusu)


 Dawno temu żył człowiek trudniący się zbieraniem bambusu. Nazywany był Taketori no Okina ( 竹取翁starzec zbierający bambus). Do sędziwego wieku nie doczekał się potomstwa.
Pewnego razu, gdy wybrał się zbierać łodygi bambusów, zobaczył światło wydobywające się z jednej z nich. Gdy ją ściął, we wnętrzu znalazł niemowlę wielkości ludzkiego palca. Zabrał dziecko do domu i pokazał swojej żonie. Nadali dziecku imię Kaguya-hime (かぐや姫świetlista księżniczka) i postanowili, że wychowają dziewczynkę jak własne dziecko.

 Pomimo swego niezwykłego pochodzenia, gdy już dorosła, Kaguya nie różniła się rozmiarami od swych rówieśniczek. Odznaczała się jednak tak niezwykłą urodą, że zalotnicy z całego kraju przybywali, aby móc ją chociaż zobaczyć. Dziewczyna jednak odmawiała wyjścia za mąż za któregokolwiek z nich, większość zatem zmuszona była porzucić nadzieję na ożenek z nią. Pozostało jednak pięciu szczególnie wytrwałych, którzy nie chcieli się poddać. Wszyscy wywodzili się z wysokiej rangą arystokracji. Ostatecznie Taketori no Okina przekonał córkę, żeby wybrała jednego spośród nich. Kaguya zgodziła się, ale postawiła pewien warunek: obiecała wyjść za mąż za tego, który przyniesie jej konkretny przedmiot. Każdemu wyznaczyła inną próbę.

 Pierwszy z nich miał przynieść z Indii miskę żebraczą, która należała kiedyś do Buddy. Ten uznał jednak, że zdobycie oryginału przerasta jego możliwości. Nie udawszy się zatem wcale do Indii, zdobył starą, kamienną misę i wręczył dziewczynie jako wskazany przez nią przedmiot. Kaguya zauważyła jednak, że misa nie jest otoczona blaskiem, który powinien towarzyszyć świętemu przedmiotowi, i odprawiła oszusta.

 Drugi z zalotników miał zdobyć wysadzaną klejnotami gałąź z drzewa rosnącego na mitycznej górze Hōrai. On również postanowił uciec się do podstępu: zatrudnił znamienitych rzemieślników, aby wykonali dla niego sztuczną gałąź ze złota, srebra i drogocennych kamieni. Tak spreparowany podarek przedstawił swojej wybrance. Jednak gdy prezentował gałąź ukochanej, do bramy jej rezydencji zaczęli się dobijać zatrudnieni przezeń rzemieślnicy, domagając się zapłaty. Skoro więc podstęp się wydał i on musiał zrezygnować z zamiaru poślubienia Kaguyi.

 Trzeci konkurent miał przynieść futro ognistego szczura. Pewien kupiec zapewnił go, że jest w stanie zdobyć ów przedmiot. Wyruszył do Chin, skąd przywiózł futro odpowiadające opisowi. Zażądał za nie znacznej sumy pieniędzy, którą jego kontrahent wypłacił bez chwili wahania. Gdy Kaguya otrzymała podarek, natychmiast wrzuciła go do paleniska, gdzie futro strawił ogień. Okazało się, że zalotnik dał się oszukać kupcowi – prawdziwe futro ognistego szczura miało być bowiem odporne na ogień.

 Czwartemu Kaguya wyznaczyła zadanie zdobycia klejnotu ze smoczego naszyjnika. Zalotnik rozesłał swoich podkomendnych celem odnalezienia smoka. Na ich wyposażenie przeznaczył sporą część majątku. Nie wątpiąc w sukces swych sług, zaczął przystrajać swoją siedzibę złotem i jedwabiami, aby godnie przyjąć przyszłą żonę. Pochłonięty przygotowaniami zaniedbywał jednocześnie swoją dotychczasową małżonkę. Jednak wysłani przezeń słudzy uznali to zadanie za niewykonalne i postanowili nie wracać w ogóle do swego suwerena. W końcu zniecierpliwiony sam wypłynął statkiem na pełne morze, by osobiście upolować bestię. Powstrzymał go jednak gwałtowny sztorm, podczas którego niemal postradał życie. Przekonany, iż jest to efekt gniewu smoka, postanowił zrezygnować z dalszych prób i wrócić do swojej posiadłości. Całe przedsięwzięcie pochłonęło tak wiele pieniędzy, że jego niegdyś okazała rezydencja popadła w ruinę. Słysząc, jak zakończyła się cała eskapada, jego żona, która zdążyła się już rozwieść z niefortunnym zalotnikiem, śmiała się do rozpuku.

 Piąty konkurent miał zdobyć amulet z gniazda jaskółki, który ponoć zapewniał lekki poród. Zaczął więc przeszukiwać gniazda tych ptaków. Podczas swoich starań spadł jednak z dużej wysokości i w efekcie doznał ciężkich obrażeń. Skoro żaden z narzeczonych nie zdołał spełnić swego zadania, Kaguya nie musiała stawać na ślubnym kobiercu.

 Wieści o cudownej urodzie dziewczyny dotarły w końcu do uszu samego cesarza. Nawet władca nie był w stanie oprzeć się jej wdziękom. Choć nie został poddany żadnym próbom, zaskarbił sobie sympatię Kaguyi. Wielokrotnie wymieniali ze sobą wiersze. Jednak i jemu nie pisane było zdobyć ręki ukochanej. Ta wyjawiła bowiem swemu ojcu, iż nie pochodzi z tego świata, lecz jest księżniczką z Księżyca. Niedługo też miał nadejść czas jej powrotu do domu i niebiańscy wysłannicy mieli przybyć, aby zabrać ją do ojczyzny. Słysząc to, Taketori no Okina powiadomił o całej sytuacji cesarza. Ten wysłał swych żołnierzy, by dzień i noc pilnowali ukochanej i powstrzymali jej krajan, gdy ci już przybędą.

Dom bohaterki został otoczony kordonem wojska tak szczelnym, iż nawet nietoperz nie byłby w stanie się prześlizgnąć. Jednak zabiegi te okazały się daremne. Gdy przybyli mieszkańcy Księżyca, ich blask poraził żołnierzy i ci nie byli zdolni stawić najmniejszego oporu. Nim Kaguya została zabrana do swej ojczyzny, wręczyła dowódcy straży list pożegnalny do cesarza oraz eliksir życia. Władca uznał, iż nie pragnie żyć wiecznie bez ukochanej. Rozkazał zanieść list oraz eliksir na wierzchołek góry Fudżi i tam je spalić. Dym unoszący się ze szczytu miał przypominać Kaguyi o tym, że na tym świecie wciąż o niej pamiętają.






Related image
Księżniczka Kaguya wraca na księżyc 


Brzmi znajomo? Mamy tu kolejny dowód zamiłowania Kishimoto do inspirowania się folklorowymi korzeniami, jako że wątek zejścia Księżycowej Księżniczki Kagui na ziemię ukazuje się również w serii Naruto. Istnieje wiele innych przykładów pokazujących, że autor garściami czerpał z japońskiej mitologi i tradycji ludowej. Mam nadzieję, że udało mi się tym zaintrygować miłośników anime czytających tego bloga. Postaram się kiedyś napisać oddzielnego posta na ten temat, ale nie spodziewajcie się go przed wakacjami.

Ciekawostka : Taketori Monogatari jest najstarszą japońską opowieścią ludową, jaka przetrwała do dziś- wywodzi się z przełomu IX i X wieku!




 Nasze ukochane Studio Ghibili stworzyło pełnometrażową animację ,, Kaguyahime no Monogatari ". Film wiernie oddaje fabułę opowieści, jest też wypełniony wątkami, które skupiają się na przedstawieniu rozterek wewnętrznych głównej bohaterki. Z kultowej historii ludowej stworzono niezwykle wzruszającą animację, okraszoną emocjonalnością i sklaniającą do refleksji. Doskonale przemawia do odbiorcy XXI wieku. Polecam z całego serca. Na mnie film wywarł spore wrażenie, jak z resztą większość twórczości Ghibili. 


Dlaczego dlaczego meduzy nie mają kości​?


 Dawno, dawno, dawno temu żyła sobie małpa, której najlepszym przyjacielem był żółw. Małpa przynosiła jedzenie z gór, które dawała żółwiowi, a ten z kolei przynosił ryby i inne pyszności prosto z morskich głębin. Często spotykali się na plaży w porze obiadowej i bawili się później razem. Oczywiście, obydwoje żyli w tak zupełnie różnych światach i zawsze przed zmrokiem chcąc, nie chcąc musieli się rozstawać.

"Żółwiu, stary druhu"- powiedziała małpa któregoś dnia "Słyszałam, że tam, gdzie mieszkasz jest naprawdę pięknie, w morskich głębinach w Smoczym Pałacu."

"Tak, to prawda, jest bardzo pięknie."- zgodził się żółw. Chciałbym, żebyś mógł kiedyś mnie tam odwiedzić". 

 Zdarzenie, o którym małpa nic nie wiedziała miało miejsce w Smoczym Pałacu. Jedyna córka Smoczego Króla, Otohime, była bardzo, bardzo chora. Wszyscy obawiali się, że może umrzeć i nawet nadworny lekarz widział niewielką szansę na jej powrót do zdrowia . "Jest tylko jedna rzecz, która może uratować Otohime,"- rzekł Królowi. "Musi zjeść wątrobę żyjącej małpy."


 Smoczy Król miał nieograniczoną władzę w morskich krainach i otchłaniach, jednak tam na górze,  na lądzie nie miał żadnych możliwości. W jaki sposób miał znaleźć tam małpę i sprowadzić ja do swojego pałacu?
Usiadł na swoim tronie, zastanawiając się jak rozwiązać ten problem. Wszyscy jego podwładni to zwierzęta wodne, więc w jaki sposób mogłyby wyjść na ląd, aby rozpocząć poszukiwania małpy..."Oczywiście!"- wykrzyknął Król niespodziewanie. "Żółw! Żółw wypływa ciągle na powierzchnię."


 Jak tylko żółw powrócił tego wieczoru, Smoczy Król wezwał go do siebie i wytłumaczył mu, co ma zrobić. "Żółwiu"- powiedział Król "przynieś mi wątrobę żywej małpy, a uczynię Cię bogatym. Tak bogatym jak Ci się nawet nie śniło."
"Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, Panie."- powiedział żółw kłaniając się. Pospiesznie udał się na brzeg w poszukiwaniu swojego przyjaciela- małpy. Żółw nie był w stanie myśleć o niczym innym jak o nagrodzie, którą obiecał mu Król. "Bogaty, tak bogaty jak mi się to nawet nie śniło! O rety, rety!"


 Żółw wypełzł na plażę i znalazł tam małpę. "Cześć, kolego!"- powiedział żółw uśmiechając się. "Co powiesz na wycieczkę po Smoczym Pałacu? Oprowadzę Cię."
"Jej! Naprawdę chciałbym pójść, ale nie potrafię pływać."


 "Żaden problem. Po porostu trzymaj się mojego grzbietu i zamknij oczy. Będziemy na miejscu zanim się zorientujesz". Małpa wspięła sie na skorupę żółwia, który wszedł do wody, a następnie popłynął głęboko, głębiej, głębiej w morskie odmęty. 

 Już stali przed wspaniałą bramą Smoczego Zamku. "Wow! Jest naprawdę przepiękny!"- wykrzyknęła małpa. 
"Chodź małpo, nie wstydź się. Wejdźmy do środka."- powiedział żółw uśmiechając się i biorąc małpę pod rękę. Płaszczka i meduza strzegły bramy. Gdy żółw przeprowadzał przez bramę małpę, płaszczka spojrzała porozumiewawczo na meduzę, a ta zaśmiała się cicho pod nosem. "Co jest takie śmieszne?"- pomyślała małpa."Nie przejmuj sie nimi."- powiedział żółw "Oni są po prostu głupi. Chodźmy dalej."


 Wewnątrz Smoczego Pałacu odbywało się wielkie przyjęcie. Wszystko było niezwykle ciekawe dla małpy i razem z żółwiem bardzo miło spędzali czas. Było tyle przepysznego jedzenia, ile do tej pory jeszcze nie widział, na parkiecie tańczyły ośmiornice i wszędzie było pełno pysznego, czerwonego wina. Małpa jadła, rozmawiała, śmiała się i piła. Niestety ze zbyt dużym naciskiem na ,,piła". Siedziała na kanapie i rozmawiała z delfinem gdy nagle usnęła. 
Dwoje strażników, płaszczka i i meduza zostały zawołane, aby zanieść małpę do pokoju dla gości. 


 "Hii, hii, hii! Jaka głupia małpa!"- śmiała się meduza. "Nic nie podejrzewa!"
"He, he, he! Pije za dużo, a potem usypia. Teraz bez problemu będzie można mu wyciąć wątrobę."
Płaszcza i meduza położyły małpę do łóżka i poszły zamykając za sobą drzwi. Gdy zniknęły małpa powoli otworzyła swoje oczy. Była cały czas na w pól-przytomna i słyszała każde słowo wypowiedziane przez dwóch strażników. 


 "Och, to straszne... Co ja teraz zrobię? Chcą mnie przeciąć i wyjąć mi moją wątrobę." Małpa zaczęła nerwowo krążyć po pokoju, pocierając swój brzuch i próbując wymyślić jakąś drogę ucieczki. W końcu wpadła na pomysł. 

 Zaczęła krzyczeć jak tylko mogła najgłośniej."Och, aaa, O nie! Jak mogłam być taka głupia!"
Żółw, który był w pokoju obok usłyszał krzyk małpy i pobiegł do jej pokoju ile sił w nogach. Wpadł do pokoju krzycząc "Małpo! Małpo! Czy wszystko w porządku?"Małpa ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. "Och, to straszne! Popełniłam wielki błąd- zostawiłam moją wątrobę na lądzie. Powiesiłam ją na drzewie, aby się wysuszyła i całkiem o niej zapomniałam. Jeśli zacznie padać moja wątroba się roztopi!"
"Och nie! To straszne!"- wykrzyknął żółw."Chodźmy po Twoją wątrobę zanim będzie za późno. Szybciej, wspinaj się na moją skorupę!"

"Och, dziękuję Żółwiu". 

 Małpa wspięła sie na jego grzbiet i zamknęła oczy. Przez bramę, popłynęli coraz wyżej i wyżej w stronę lądu. Żółw płynął tak szybko jak nigdy dotąd. 
"W porządku małpo. Jesteśmy na miejscu!" Jak tylko żółw dotknął plaży małpa szybko zeskoczyła z jego skorupy, pobiegła ile sił w nogach i wspięła się na wysokie drzewo. "Ufff..."- powiedziała małpa gdy dotarła na sam szczyt. "Było blisko."
"Znalazłaś ją? Pospiesz się małpo!"- zawołał żółw. "Weź swoją wątrobę i wracamy."


 "Ty głupku!"- krzyknęła do niego z góry małpa. "Naprawdę myślałeś, że mogę wyjąć swoją wątrobę, a potem ją suszyć? Moja wątroba jest tutaj w moim brzuchu, tam gdzie powinna być!"
"Oszukałaś mnie!"
"Ja Ciebie? To Ty zabrałeś mnie tam na dół tylko po to aby wycięto mi wątrobę!"
"Co? Kto Ci to powiedział?"- zawołał żółw."Słyszałam Twoich kolegów, płaszczkę i meduzę nabijające się z tego. Wracaj do domu żółwiu. Wynoś się stąd! Nie jesteś moim przyjacielem". 

 Małpa zaczęła rzucać kamieniami w żółwia. Jeden z nich- wielki i ciężki - uderzył żółwia prosto w skorupę. Krach! Widzieliście kiedykolwiek skorupę żółwia? Zatem już wiecie dlaczego ma na sobie tak wiele pęknięć. 
Smutny żółw powlekł się powoli z powrotem do morza. 

 Gdy dotarł do pałacu wytłumaczył Smoczemu Królowi jak małpa nabrała podejrzeń i uciekła. Król wpadł w furię. "Więc to płaszczka i maeduza. Niech to! Te gaduły! Zawołajcie ich w tej chwili!" Meduza i płaszczka ze spuszczonymi głowami, drżące ze strachu zostały przyprowadzone przed oblicze władcy. 

 Król był naprawdę wściekły, kara miała być surowa. Płaszczka, jak wiecie, spędza swoje życie leżąc na dnie oceanu. To dlatego, że Smoczy Król rozkazał, aby przeciąć ją na pół i wyrzucił ją z pałacu za to, że pozwoliła małpie uciec. Jeszcze gorzej było w przypadku meduzy. Najpierw została żywcem obdarta ze skóry. Następnie wszystkie jej kości zostały usunięte, a później, podobnie jak płaszczkę, wyrzucono ją za bramy pałacu. Nie mając kości, aby móc pływać w wodzie, szybko została uniesiona przez prąd na powierzchnię wody. Nawet dzisiaj ona i wszyscy jej potomkowie są skazani na bezwładne unoszenie się wśród fal. Nigdy nie będą mogły wrócić do Smoczego Pałacu. 


 A co się stało z żółwiem i małpą, którzy kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi? Następnym razem gdy żółw wypłynął na plażę, zawołał małpę. "Małpo! Małpo! Stary druhu! Daj spokój, zapomnij o tym co się stało. Chodź, pobawmy się."Ale małpa nawet nie odpowiedziała. Nie miała w swoim swoim życiu miejsca dla przyjaciół, którzy wbijają nóż w plecy. I któż może go z to winić?




Momotaro 桃太郎 

(Brzoskwiniowy chłopiec)


Żyła sobie niegdyś para staruszków,  mieszkała gdzieś w niewielkiej wiosce w głębi kraju. Któregoś dnia, gdy mężczyzna w górach zbierał drewno na opał, kobieta wybrała się nad rzekę aby zrobić pranie. Gdy płukała już swoje ubrania zauważyła ogromną brzoskwinię toczącą się w dół wraz z nurtem rzeki. Z niemałą trudnością wyłowiła z rzeki ogromną brzoskwinię i zabrała ją ze sobą wracając wieczorem do domu. 

Wróciwszy do domu stary mężczyzna zobaczył brzoskwinię i był zdumiony jej niespotykaną wielkością. 

"Cóż za znalezisko!"- powiedział zaskoczony.
"Może powinniśmy ją przepołowić?"- zasugerowała starsza kobieta. 
"Czemu nie?"


Położyli brzoskwinię na stole i już mieli ją przekroić na pół gdy brzoskwinia... zaczęła się ruszać! "To żyje!"- krzyknęła starsza kobieta. Nie zdążyła do końca wypowiedzieć tych słów jak brzoskwinia otworzyła się i wyskoczył odbijając się od niej mały chłopczyk. Para staruszków zamarła z przerażenie pomieszanego z zaskoczeniem. 


Gdy już doszli do siebie (nie każdego dnia zdarza się przecież żeby z olbrzymiej brzoskwini wyskakiwał mały chłopiec), para staruszków, która nie miała swoich dzieci była zachwycona. Postanowili nazwać dziecko Momotarō, gdyż momo znaczy brzoskwinia a Taro jest bardzo dobrym imieniem dla każdego zdrowego, małego chłopca. I z pewnością Momotaro był okazem zdrowia. O rety , jakiż on miał apetyt! Siorb, siorb. Mhmm... Chlup, chlup. Skrob. Opróżniał miseczki jedna za drugą.
Momotaro wydostający się z brzoskwini

Im więcej Momotarō jadł, tym większy i silniejszy rósł. W wieku trzech- czterech lat miał już siłę dorosłego, dobrze zbudowanego mężczyzny. Był tylko jeden problem. Nie chciał mówić!
Nawet wtedy, gdy ojciec bawił się z nim i mówił "Momotarō, moja mała brzoskwinko!" chłopiec nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. Gdy chciał się z nim bawić w berka lub w chowanego Momotaro tylko ziewał i patrzył gdzieś w bok. Lata mijały, a starsza kobieta i mężczyzna zaczynali się martwić. "Dlaczego on nigdy nic nie powiedział? Co my mamy z tym zrobić?"Jednak pewnego dnia...

"Jestem już gotowy!"-powiedział w końcu Momotarō. Para staruszków była zbyt zaskoczona żeby odpowiedzieć. "Babciu, Dziadku"- powiedział głośnym, donośnym głosem chłopiec "Mam zamiar wyruszyć, aby walczyć z demonami."
Starsza kobieta wyszeptała "Ale, Taro... Dlaczego chcesz robić tak niebezpieczną rzecz?"

 Widzicie, okrutne demony najeżdżały wioski praktycznie każdej nocy. Kradły różne rzeczy i porywały ludzi. Włamywały się do domów i wszyscy wieśniacy panicznie się ich bali. Kiedy Momotarō o tym usłyszał, tak bardzo go to zezłościło, że postanowił coś z tym zrobić. Pójdzie na Diabelską Wyspę, gdzie żyły potwory i da im porządną lekcję. 
"Więc jak? Pomożecie mi się przygotować do drogi?"- zapytał Taro. 
Starsze małżeństwo nie miało do powiedzenia nic, co mogłoby wpłynąć na zmianę postanowien chłopca. Dlatego mężczyzna przygotował dla niego zestaw kolorowych ubrań, a kobieta przygotowała pożywienie na długą podróż. Następnie ze łzami w oczach pożegnali się ze swoim dzielnym, małym chłopcem. 
"Uważaj na siebie Taro..."


 Możliwe, że Momotarō był jeszcze za mały, żeby zrozumieć co sprawiło, że kobieta i mężczyzna byli tacy smutni. Uśmiechając się i machając pomaszerował prosto przed siebie, w stronę Diabelskiej Wyspy z pakunkiem pożywienia na jednym ramieniu. 

 Po drodze spotkał psa. "Momotarō, Momotaro, proszę, daj mi choć trochę jedzenia. Jeśli mi dasz pójdę z tobą i pomogę Ci pokonać demony."- wyszczekał pies. Więc Momotarō dał mu placka ryżowego i poszli razem dalej. 
Za jakiś czas napotkali na swojej drodze małpę i bażanta. Oni także za cenę jednego ryżowego placka zgodzili się dołączyć do drużyny. I tak poszli wszyscy krzycząc do każdego napotkanego człowieka "Z drogi, z drogi! To idzie Momotarō- najsilniejszy chłopiec w tej krainie. Zróbcie przejście! To Momotar,ō brzoskwiniowy chłopiec i jego nieustraszona drużyna!"

 Poprzez największą dzicz, targani licznymi burzami i przeciwnościami losu, przez nieprzebyte góry i bezkresne doliny szli dalej: Momotarō i jego drużyna! Nic nie mogło go powstrzymać, ponieważ każdy musi mieć marzenia. A Momotaro nigdy się nie podda dopóki nie spełni swojego marzenia. 

 Po bardzo długiej podróży doszli w końcu na brzeg morza. Zbudowali łódź i wszyscy razem wiosłowali, aby jak najszybciej dotrzeć do Diabelskiej Wyspy. Hej ho! Hej ho! Śpiewali pośród błękitnych toni oceanu. Hej ho! Hej ho! Bezustannie zanurzali wiosła w toni morskiej, aż w końcu ujrzeli cel swojej podróży- poszarpaną górę wynurzającą się z morza. Diabelską Wyspę.


 Momotarō wysłał bażanta na zwiad. 
"Postaraj się żeby Cię nie zauważyły."- ostrzegł ptaka. Sam podpłynął cicho łódką do skalistego brzegu. Wkrótce powrócił bażant i opowiedział chłopiec o tym co zobaczył. 
"Jak to? Demony mają przyjęcie? Teraz mamy szansę!" Momotarō poprowadził drużynę do Diabelskiej Bramy. Jednak olbrzymie drzwi były zamknięte i nikt nie był w stanie ich otworzyć. 
"Zostawcie to mnie."- powiedziała małpa. Wspieła sie na bramę i przeskoczyła zwinnie na drugą stronę. 

Klik! Brzoskwiniowy chłopiec wszedł przez otwartą bramę. W środku demony były zajęte jedzeniem, piciem i świętowaniem. Ich paszcze pootwierały się ze zdziwienia gdy ujrzeli przed sobą Momotarō i jego drużynę. 
"Kim jesteście?"- spytał jeden z potworów. "Jestem jedyny i niepowtarzalny Momotaro, najsilniejszy chłopiec w tej krainie. En garde wy paskudne potwory!"


Hał, hał! Iiik, Iiik! Ćrok, Ćrok! Pies, małpa i bażant gryzły, drapały i dziobały demony w trakcie jak Momotarō zaczął bić potwory. Pach! Paff... Bach!
Demony biegały jak oszalałe. Wpadały na siebie, zderzały się, dopóki ich przywódca nie wyszedł z tej wrzawy i nie wyzwał Brzoskwiniowego Chłopca na pojedynek. Był naprawdę wściekły i wymachiwał wielką, żelazną maczugą. "Ty mała pchło!"- zawarczał "Nauczę Cię, żeby nie zadzierać z królem demonów!"


 Pach! Śmiertelna broń demona wylądowała miażdżącym ciosem na głowie Momotaro. Jednak maczuga rozpadła się na dwie części, a Momotarō nie był nawet draśnięty. Król demonów nie mógł uwierzyć własnym oczom. Stał tam zdumiony patrząc na swoją maczugę. Ten moment wykorzystał Momotarō i zaatakował. 

 Bum! Momotarō uderzył demona w głowę, pomiędzy rogi swoją własną twardszą od żelaza głową. Było po wszystkim. Król demonów siedział w brudzie z wywieszonym językiem, wywijając oczyma na wszystkie strony. 
"Zatem? Macie zamiar jeszcze dalej kontynuować swoje złe uczynki?"- kontynuował Momotaro.
"Nie, już nie będziemy! Od tej pory będziemy dobre. Obiecujemy. Proszę nie bij nas więcej!"
Wystraszone demony załadowały łódź Momotar
ō swoimi skarbami. Następnie wszyscy wyszli na brzeg morza kłaniając się chłopcu, psu, małpie i bażantowi, którzy odpływali zwycięsko swoją łódką. 
"Pozwól, że Ci pomogę mój Panie"- powiedział Król Demonów. Wziął głęboki oddech i dmuchnął z całych sił, kierując łódkę w stronę ich kraju. 


 Momotarō powrócił do domu triumfując. Para staruszków i wszyscy mieszkańcy wioski niezmiernie się cieszyli gdy usłyszeli jak Brzoskwiniowy chłopiec pokonał demony. Ale najszczęśliwszy ze wszystkich był Momotaro, gdyż udało mu się spełnić swoje marzenie.


Ciekawostka : Momotarō był niezwykle popularną postacią w Japonii w czasach II Wojny Światowej, pojawiając się w wielu ówczesnych filmach i kreskówkach. Brzoskwiniowy Chłopiec miał wówczas reprezentować japoński rząd, zwierzętami byli cywile, a Stany Zjednoczone kryły się pod postacią demonów. Chociaż nie jest to wprost podane, pojawia się też ukryty wątek Onigashimy symbolizującej Pearl Harbor. Ta alegoria była wykorzystywana w celu zmotywowania Japończyków do walki z ,,niegodziwym , acz potężnym przeciwnikiem'' jakim były Stany. Społeczeństwo było utwierdzane w przekonaniu, iż zwycięstwo mogło zostać odniesione jedynie poprzez ich wsparcie dla rządu. Jedzenie oraz skarby, którymi Momotarō wynagrodził zwierzęta po pokonaniu demonów miało odzwierciedlać chwałę, jaką potężne japońskie imperium miało zostać okryte po zwyciężeniu wroga.


 W Inuyamie co pięć lat w maju odbywa się Festiwal Momotarō, ma on miejsce w Świątyni Momotarō.



Uff, trochę się rozpisałam. Musicie jednak przyznać, że streszczenie Wam tych opowieści musiałam napisać trochę więcej niż zazwyczaj, historyjki mają to do siebie. Mam nadzieję, że było warto się tak napocić nad postem, :).


Sayōnara!
Hikari

sobota, 22 grudnia 2018

Japonia od duszy strony

Hej!;) Przychodzę dzisiaj do Was z nową dawką wiedzy na temat powszechnych wierzeń mieszkańców Japonii. Mam nadzieje, że choć trochę Was zaciekawię. Tylko nie przeraźcie się zbytnio oglądając zdjęcia:0.


W Japonii nie ma jednego rodzaju duchów. Występuje ich wiele, gdyż wierzenia Japończyków cechują się dużą różnorodnością. Najbardziej znana zjawa jest przedstawiana jako kobieta o bladej cerze i włosach długich, ciemnych jak smoła. Idealnie przedstawiono ją w powszechnie znanym filmie ‚The ring’. 

Znalezione obrazy dla zapytania the ring


 Kult związany z jej istnieniem został ukształtowany przez buddyjskie rytuały pogrzebowe oraz shintō (shintoizm; << jeden z dwóch systemów religijnych dominujący w Japonii>>). Tradycyjna religia oparta na mitologii japońskiej, charakteryzuje się politeizmem. W owych wierzeniach możemy natrafić jeszcze na duchy nazywane duchami głodnymi wywodzące się się z buddyzmu(gaki) oraz duchy wojowników ashura.
Puchami nazywano najczęściej dusze osób zmarłych, które z jakiegoś powodu nie mogły zaznać spokoju po śmierci. Istniały również duchy osób żyjących (ikiryō 生霊), duchy zemsty (onryō 怨霊), a także istoty zdolne do opętania innych ludzi (tsukimono 憑物). Wszystkie postacie, które potrafią zmieniać kształt, nazywa się Bakemono(化け物)
Nie czynią one większej krzywdy ludziom, jedynie ich straszą. Yūrei(幽霊) i Yōkai(妖怪)  zaliczaly się do niebezpiecznych duchów, które mogły wyrządzić szkody.
Znalezione obrazy dla zapytania japonskie duchy

Takai jest to ‚inny świat’ zamieszkiwany przez wszelkie pozaziemskie istoty. Był on równoległy do świata ludzi i pozostawał niezmienny. Znajdował się w pewnym określonym miejscu, ale poza czasem i przestrzenią. Częściowo nakładał się na świat ludzi. Duchy mogły przenikać pomiędzy światami przez rożnego rodzaju bramy i granice. Najbardziej popularnymi przejściami były cmentarze lub miejsca, w których ktoś umarł. Wierzono również, ze między godzina 2:00 a 3:00 nad ranem, granice pomiędzy światami były najcieńsze i to wtedy, zjawom najłatwiej było się przemieszczać między nimi. Duchy nie mogły odejść póki ktoś nie odprawił odpowiedniego rytuału lub same nie dokonały zemsty. Bywało i tak, ze opuszczały świat żywych dopiero wtedy gdy doprowadziły do końca różne sprawy niedokończone za życia.
Do dnia dzisiejszego w Kraju Kwitnącej Wiśni możemy spotkać wiele z nich.



Dziękuje za poświęcony czas,
xx Aiko